Dziś na Lofotach po raz pierwszy od kilku miesięcy słońce schowa się za horyzont. Na razie na kilkadziesiąt minut. Natomiast dla mnie kończy się kilkudniowy czas uganiania za jego „zachodo-wschodem” i trwającą prawie 6 godzin Złotą Godziną. Jestem już w Tromso i czekam na samolot. Jutro już będę w Polsce.
Jak zwykle na takich plenerach jest zbyt mało snu za to jest wiele poszukiwań i pogoni za jak najlepszym światłem. Na Lofotach w lipcu po prostu fotograf jak najszybciej musi dostosować się do natury i przestawić na zdecydowanie inny tryb życia. Nie mogę napisać nocny, bowiem to z pewnością poza wymiarem czasowym nie jest noc. Najlepsze światło pojawiało się pomiędzy 22 a 4, czyli w teorii w nocy, ale w praktyce jest to długi, długi… jak to napisałem powyżej nieprzerwany zachodo-wschód słońca. Po prostu schodzi ono do pewnego poziomu nad taflą morza, zastyga i po kilku chwilach ponownie zaczyna się unosić wędrując swym odwiecznym szlakiem. Nie sposób się oprzeć jego magii, chociaż podczas pierwszego dnia organizm z reguły bardzo mocno domaga się życia według stanu, do jakiego został przyzwyczajony i zdaje się nieustannie wołać: „chodźmy już spać”! Jednak jak tu spać, kiedy wokół dzieje się tak wiele. Należy czym prędzej zignorować zegarek na ręku i wewnętrzny zegar biologiczny. W nowym rytmie dnia poza niekończącymi się sesjami koniecznie trzeba mieć czas na ładowanie akumulatorów, zgrywanie zdjęć a i zjeść też co nieco warto! Gdzież tu jest czas na sen? Prawie nie ma!
Lofoty – stara latarnia morska fot. Marek Waśkiel
Nie była to wyprawa wyłącznie standardowymi szlakami. Chociaż oczywiście nie zabrakło klasycznych miejsc takich jak Reine czy Hamnoya albo plaż Utakleiv czy Unstad. Tym razem udało się naszej ekipie spenetrować wiele dróg i szlaków w innych częściach Lofotów. Okazały się być niezwykle malownicze i inspirujące. Tak, jaka na przykład stara latarnia morska w okolicach Henningsver, przy której spędziłem ponad godzinę wpatrując się w malinowy zachód słońca.
Ta wyprawa przyniosła jeszcze jedną ważną dla mnie zmianę. Do robienia „pamiątkowych” zdjęć używałem wyłącznie smartfona. Zobaczymy, jakie będą tego efekty? W każdym bądź razie robiąc nim fotki bawiłem się bardzo, bardzo dobrze.
Marek Waśkiel
/Tromso/