Cyfrowa technologia z jednej strony stała się wspaniałym „kopem” znacząco podnoszącym poziom fotografii. Z drugiej strony niestety fotografia cyfrowa także deprawuje: zbyt łatwo można wykonać wiele nijakich zdjęć. Większość fotografów wydaje się więc być przekonanymi, że wystarczy zrobić bardzo dużo byle jakich zdjęć by potem wybrać takie, które podczas komputerowej obróbki stanie się znakomite. Przestaje się myśleć, a zaczyna tylko pstrykać.
Fotografia cyfrowa w praktyce
Produkcja hurtowa kolejnych kadrów zaowocuje tylko tym, że zostaje się z mnóstwem byle jakich zdjęć i grzęźnie na tygodnie przez ekranem komputera. Mozolnie wypatruje się wówczas dobrych kadrów (jakbyś szukał złotej igły w gigantycznej stercie śmieci) oraz poszukuje magicznych suwaczków w programach graficznych, które z przeciętnych kadrów uczynią „dzieło”. Stąd też tak wielka popularność różnych komputerowych filtrów zniekształcających wygląd i treść zdjęcia. Jednak to jest ślepa uliczka.
Wiosna na Podlasiu
Oczywiście osoby uczące się fotografii namawiam do wykonywania dużej ilości zdjęć, ale warto czynić to z odrobiną refleksji. Trzeba wówczas popatrzeć i pomyśleć: taki miałem pomysł na zdjęcie i czy udało mi się go zrealizować, czy też nie i z jakich powodów? Należy ocenić, jakie atuty ma moje zdjęcie a jakie ma wady? Oczywiście samemu często jest bardzo trudno dokonać rzetelnej analizy zdjęcia. Nie ma też, co liczyć na internetowe fora i portale. Po prostu nikt nie ma czasu, aby tam przesiadywać i pisać konstruktywne komentarze (których z reguły i tak za bardzo nikt nie chce słuchać). Liczy się, bowiem wyłącznie„kciuk uniesiony w górę”.
Dobre zdjęcie to spełnienie kilku warunków. Bez wątpienia najważniejszy jest WYOBRAŹNIA, w której rodzą się wszystkie nasze zdjęcia, a potem pomysł jak owe wyobrażone kadry zrealizować. Następnie liczy się plenerowe światło i nasza cierpliwość oraz doświadczanie, dzięki którym osiągniemy zamierzony cel. Dobry kadr musi powstać już podczas jego plenerowej realizacji, potem niezbędne jest wyłącznie jego lekkie doszlifowanie. Wymaga to staranności i skupienia, ale raczej nie potrzebne jest nieustanne trzaskanie migawką!
I co niezwykle istotne: wszystkie podróże, wykonane podczas nich zdjęcia i płynące z nich doświadczenia muszą przynosić radość oraz przyjemność. Kiedy się dobrze czujemy jesteśmy zmotywowanym do dalszych poszukiwań. Radość fotografowania jest stanem, który jest niezbędny, jeżeli chcemy się na dłużej wiązać z fotografią. Inaczej zamienia się w okrutną harówę, i katorżnicze zajęcie, które nigdy nie zaowocują świeżymi i świetnymi fotografiami.
Marek Waśkiel
Lubisz fotografować?
POBIERZ MÓJ DARMOWY E-BOOK
Dzień dobry. Czytałem Twoje uwagi i spostrzeżenia na temat fotografowania w czasie wyjazdów. O robieniu zdjęć w dużych ilościach, bo akurat coś się tam spodobało. Mam takie pytanie związane z wyjazdami. Piszesz że najlepsze zdjęcia powstają w pobliżu naszego miejsca zamieszkania. Mogę korzystać z wyjazdu z drugą osobą grzecznościowo. Czasami kokorzystam z tego. Wiem również że najlepsze zdjęcia wychodzą najbliżej domu. Mieszkam w Warszawie czy można jeszcze coś zrobić w tej naszej kochanej stolicy? Czy już nie? Proszę o pomoc. Serdecznie pozdrawiam. Ryszard.
Dzień dobry Ryszardzie,
jestem pewien, że są. Jednak to sprawa indywidualnych poszukiwań. Trudno, aby ktoś wyznaczał Ci miejsca, które należy sfotografować. Fotografia to indywidualne poszukiwania. Pozdrawiam. Marek
Marku, na emeryturze na plenery mnie nie stać, a i zdrowie nieco nie to,którego by oczekiwał, muszę dłubać, jak mi Bóg i Partia pozwala, ale zdjęcie wierzby i wiatraka – genialne.
Ale mam pewien problem z kilkunastoma tysiącami zdjęć, gromadzonych całymi latami i obecnie digitalizowanych z różnymi skutkami, z których – naturalną koleją rzeczy – najliczniejsze są te rodzinne, mimo iż nie są to dzieła, którymi warto się chwalić. Mam jednak dość spory zasób takich, które śmiało mogę pokazać LUDZIOM – także zawodowo zajmującym się fotografią. Problemem jest – jak pewnie nie tylko dla mnie Lightroom – podobno genialny, ale którego KOMPLETNIE nie mogę zrozumieć, ponieważ należą do „szkoły, która klasyfikuje zdjęcia (jeśli to w ogóle da się zrobić) w oparciu o DATY i tematy. To dobre na poziomie kilkuset zdjęć, ale kompletnie niekomunikatywne przy tysiącach, zwłaszcza, gdy trzeba łączyć tradycyjny sposób katalogowania z łatwością dostępu do poszczególnych zdjęć i trudne (chyba także NIECELOWE) byłoby zniszczenie katalogowania wg dotychczasowego systemu „zegarowego”, bo spowodowałoby to prawdopodobnie KOMPLETNY bałagan, nie do opanowania (a i tak jest niedo opanowania). Niby mam książki o Lightroomie, niby „wyjaśniają” one, jak to „zwierzę” działa, niby wszyscy fachowcy to-to chwalą, a ja nie mogę trafić na IDEĘ, w oparciu o którą to-to działa. Problem tkwi przede wszystkim w INFORMACJI, GDZIE Lightroom UKRYWA informacje o tym, CO zostało ze zdjęciami zrobione i gdzie są zaszyte informacje o tych danych. Gdyby chował informację WRAZ ZE ZDJĘCIEM ORYGINALNYM i W TYM SAMYM KATALOGU, nie byłoby problemu, bo „pakiet”: zdjęcie i dane o nim byłoby „geograficznie” umieszczone jak KOMPLET, nierozerwalny zestaw. Ale zdjęcia są PRZENOSZONE (z różnych powodów – czasami roboczo, ale czasami trwale) w inne miejsca, niż dotychczasowy (także tradycyjnym znaczeniu) katalog… a plik zdjęcia i info o nim SĄ OSOBNE. Mało więc tego, że nie wiadomo, gdzie mieszczą się pliki opisowe, to przenoszenie zdjęć ZRYWA kontakt oryginału z opisem, który zawiera ISTOTNE informacje i zdjęciu i historii jego obróbki. Kolejne otwarcie przeniesionego zdjęcia otwiera WYŁĄCZNIE stan, zapisany w pliku samego zdjęcia, UNIEMOŻLIWIAJĄC przejrzenie historii zmian danych i dotarcie do wersji wcześniejszych lub innych. Przejrzałem sporo różnych materiałów o Lightroomie, ale żaden „artysta” lightroomowej specjalizacji – poza skorumpowanymi chwalbami – NIE PORUSZA KWESTII KONIECZNOŚĘCI TRWAŁEGO ZWIĄZANIA ZDJĘCIA Z INFORMACJĄ I NIM choćby tylko w zakresie danych EXIF – a tych danych jest więcej i uważam, że z punktu widzenia fotografujących, JEST TO PROBLEM ZASADNICZY, który albo sprawia, że użytkownik JEST zainteresowany tą techniką obróbki i zarządzania zdjęciami, albo uznaje lightrómowych chwalców za opłaconych przez Adobe dla niecnych celów komercyjnych tej firmy.
Proponowałbym, abyś spróbował – przynajmniej z grubsza – przybliżyć ten temat, bo skąd – inąd wiem, że co najmniej paru moich znajomych (przypuszczam, że także nieznajomych) skrzętnie omija Lightrooma, wstydząc się przyznać, że ktoś – po prostu – spieprzył opisy, z jakichś tajnych przez poufne celów, przyświecających Adobe i jej opłaconych apologetów, ukrywając niemal najistotniejsze dane, jak ukrywano dane o Enigmie i o V2. Po co – nie mam zielonego pojęcia…
Dzień dobry Andrzeju, postaram się ten problem jak najszybciej opisać i Ci wyjaśnić. Tylko tak na szybko: LR gromadzi podglądy zdjęć oraz dane o ich lokalizacji i zmianach w odrębnym katalogu. Jest on tworzony podczas instalacji programu. Po przeniesieniu fizycznym zdjęcia w inne miejsce trzeba po prostu wskazać programowi gdzie się to nowe zdjęcie znajduje (historia jego obróbki nadal jest zapisana w owym katalogu). „Zagubione” przez program zdjęcie ma po prawej stronie w górze wykrzyknik (moduł Library) – po kliknięciu weń otworzy się panel umożliwiający wskazanie, gdzie znajduje się teraz to zdjęcie. Natomiast jeżeli „zagubisz” folder to w panelu wystarczy kliknąć prawym klawiszem myszy w nazwę owego zagubionego folderu i też pojawi się możliwość wskazania go na dysku i Pozdrawiam. Marek
Andrzeju,
a może słusznie omijamy LR ?
Może warto spróbować ZonerPhotoStudio.
Cena nieporównanie niższa, a funkcjonalność…
Jak zechcesz – sam sprawdzisz.