Wczesnym rankiem rozpocząłem swoją wyprawę w poszukiwaniu kolorów jesieni. Podróżowałem przez Puszczę Knyszyńską. Dotarłem nad jeden z tutejszych zalewów. Po drugiej jego stronie widać było przebłyski intensywnych barw liści. Bardzo mnie zainteresowały. Niestety, brakowało mi jednego kluczowego elementu – odpowiedniego światła, ponieważ niebo pokrywała grupa warstwa chmur. Chciałem, aby kolory na moich zdjęciach były pokazane jako bardzo intensywne. a ową barwę jesiennym liściom nadadzą tylko bezpośrednie promiennie słońca. Prognozy mówiły, że za godzinę lub dwie chmury powinny się rozstąpić, więc cierpliwie czekałem.
Plener w Puszczy Knyszyńskiej
Łabędzie, które dostrzegły moją obecność, podpłynęły bliżej – ich długie szyje wyciągały się ku brzegowi, jakby czekały na coś do jedzenia. Obserwowałem także przepiękną brzozę, która swoją bielą wyróżniała się na tle innych drzew. To drzewo stało się głównym punktem mojego kadru; już wyobrażałem sobie, jak cudownie będzie wyglądać pod odpowiednim światłem.
Przygotowałem sprzęt, zamocowałem filtr polaryzacyjny, by zapanować nad odbiciami na wodzie, wiedząc, że ten filtr może znacząco wpłynąć na finalny wygląda zdjęcia. Wzmocni lub osłabi odbicia kolorowego lasu w wodzie. Podczas czekania na słońce, które uparcie kryło się za chmurami, zacząłem rozmyślać o esencji fotografii krajobrazowej. To nie tylko kwestia bycia w odpowiednim miejscu, ale także momentu, kiedy światło nadaje scenie magię. Ten rodzaj cierpliwości jest jak nieustanna pogoń za doskonałym światłem – takim, które uwydatnia barwy i głębię jesieni.
Jesień w promieniach słońca.
Czekałem i w końcu dostrzegłem pierwsze, delikatne przebłyski światła nad taflą wody. Choć pojawiły się tylko na chwilę, pozwoliły mi uchwycić złotą polską jesień. Wiedziałem, że nie każde światło będzie odpowiednie; brak chmur może sprawić, że niebo stanie się puste, pozbawione dynamiki, której tak potrzebowałem. Pomimo to, chociaż przez chwilę, udało się złapać to, na co liczyłem. Kilka szybkich zdjęć, a potem ruszyłem dalej.
Przemierzając podlaskie pola, dotarłem do miejsca, gdzie rósł słonecznikowy poplon – ogromna masa kwiatów, które stały jak w bezruchu, czekając na wieczorną ciszę. Słońce było już ostre, nieco upiorne, ale znalazłem miejsce, gdzie światłocienie rzeźbiły na polu wyjątkowy obraz. Dodałem do kompozycji samotne drzewko i zagrałem cieniem, tworząc kadr pełen jesiennych tonów. Po drodze spotkałem łosia, który spokojnie skubał owoce aronii. Zrobiłem mu kilka zdjęć z dystansu – ten widok zawsze przypomina mi, jak bardzo bogata w przyrodę jest ta część Polski. Wędrując dalej, rozmyślałem, ile czekania i cierpliwości wymaga fotografia krajobrazowa, jak ważne jest bycie w harmonii z naturą i szacunek do jej tempa.
Przeczytaj też: Kryzys w fotografii krajobrazowej? Oto jak odzyskać pasję
Gdy dzień dobiegał końca, wiedziałem, że czas wracać. Słońce chyliło się ku zachodowi, stając się żarzącą kulą, która szybko zniknie za horyzontem. Tak kończyła się moja jesienna wyprawa – z kolejnymi zdjęciami i doświadczeniami w głowie. Wróciłem z satysfakcją, mając nadzieję, że w przyszłym tygodniu pogoda pozwoli mi znów zobaczyć piękno Podlasia w jego pełnej krasie.
Moje najnowsze zdjęcia znajdziesz w galerii na stronie: https://waskiel.pl/podlasie/
Pamiętaj, że mój blog jest bogatym źródłem informacji i inspiracji dla fotografów.
Jeżeli cenisz treści, które dla Ciebie przygotowuję,
masz możliwość wyrażenia swojego uznania,
na przykład poprzez zafundowanie mi symbolicznej, wirtualnej kawy.